Tajlandia – Bangkok!

OGÓLNE PIERWSZE WRAŻENIE

W Bangkoku spędziliśmy tylko dwa dni, z czego jeden nie okazal sie dla nas miły i łaskawy. Dlatego nie mam chyba zbyt dobrych wspomnień z samego Bangkoku. Zostaliśmy oszukani przez lokalnych wkretaczy. Chcieliśmy zobaczyć Pałac Królewski na własną rękę i poszliśmy na piechotę. Zatrzymaliśmy sie przy jednej z mapek na ulicy kiedy nagle jakis mężczyzna przypadkowo przechodzący zaczepił nas, zagadujac dokąd sie wybieramy. Tak jak juz pisałam szliśmy zobaczyć ten cholerny pałac. On na to, że odradza ponieważ trwa teraz protest i nie jest tam zbyt bezpiecznie. Zapytał czy jesteśmy studentami (nie jesteśmy) i dodal, że on sam jest nauczycielem. Po czym powiedział, że najlepiej zwiedzać wszystko tuk tukiem bo kierowca wozi wszędzie i czeka na Ciebie. Na lisciu zerwanym z drzewa narysowal ktorego Budde można teraz zobaczyć jakiś “lucky Buddha” i jeszcze coś. Nieważne. Wskazał tuk tuka który bedzie najtańszy, pozdrowil i odszedł. Podeszliśmy do tuk tuka którego wskazał no i ruszyliśmy. Po chwili dotarliśmy do dziwnego zaułka (Boże on nas zabije!) w którym znajdował się budynek a w środku był Budda, ze złota i było pełno małych Budd i wygladało to dziwnie. On samego początku mi się to nie podobało. Zagadał nas jakiś pedałkowaty Taj i powiedział, że koniecznie musimy udać się do fabryki koszul czy garniturów, bo jeśli pójdziemy tam i pooglądamy to kierowca dostanie jakiś voucher na benzynę. Tak też pan tuk tuk zrobił, zabrał nas tam. Ja czułam się komicznie i nieswojo, powiedzieliśmy, że nie chcemy nic kupować i przepraszamy za zamieszanie, sprzedawca tylko cicho, pod nosem powiedział „don’t trust the driver”…no cóż, szczerze mówiąc coś wtedy mnie tknęło, ale wsiadłam z powrotem do tego przeklętego tuk tuka i ruszyliśmy dalej. Zawiózł nas do jakieś świątyni, nawet nie wiem jak się nazywała, była dosyć ładna, ale w Tajlandii jest od cholery świątyń, jedne bardziej drugie mniej ważne. Obejrzeliśmy i wróciliśmy do tuk tuka, ale nasz kierowca zawiózł nas do innego sklepu z garniturami…już to mnie zirytowało na maxa. Weszliśmy do środka, przywitano nas, na co ja od razu mówię, że chcemy tylko pooglądać, nie chcemy nic kupować. Sprzedawca równie zirytowany odparł, że wszyscy chcą tylko oglądać, i jak chcemy oglądać to mamy wyjść! O nie! Poczułam się jak śmieć, jakby to była moja wina…Wsiedliśmy do tuk tuka i mówimy idiocie, że chcemy tylko świątynie zobaczyć, a on nie, nie musimy wejść do sklepu i pooglądać, nie musimy nic kupować…Miarka się przebrała, myślę sobie, i mówię do Damiana,  zapłać mu ile chce i wysiądźmy. Damian myślał bardziej racjonalnie, żeby chociaż zawiózł nas na Kho San Road, to stamtąd już trafimy. Tak też zrobiliśmy. 200 batów kosztowała nas to zamieszanie. Po przyjściu do hotelu, sprawdziłam w Internecie tego Lucky Buddha…i niestety okazało się, że to tzw. Bangkok scam…daliśmy się wrobić przez oszustów. Podróże uczą, nie ma co, na drugi raz będę inaczej przygotwywała się do podróży do danego miasta.

NAJCIEKAWSZE MIASTA I MIEJSCA

Jedynym miejscem jakie odwiedziliśmy, była Ayutthaya. Zobaczyliśmy tego dnia wiele, ale najbardziej podobało mi się Bang Pa-in w Ayutthayi a w szczególności jedna z budowli o nazwie Phiman Throne Hall. Przepiękne w środku, ale niestety nie mogliśmy robić zdjęć wnętrz.

MIESZKAŃCY

Przyjaźni, ale trzeba uważać na tych za bardzo przyjaznych i nachalnych i dobrze mówiących po angielsku. Gdzieś przeczytałam, że Tajowie są bardziej skromni i nieśmali, więc nachalni Tajowie to bardzo podejrzane, miejmy się na baczności.

CO MNIE ZASKOCZYŁO?

Nie miałam za dużo czasu w Bangkoku, ale zwróciłam uwagę na zwoje kabli w całym mieście. Tak jakby nie mogli tego schować pod ziemię. Ale to nie tylko w Bangkoku, tak jest wszędzie.

NASTAWIENIE DO TURYSTÓW

Nasz przewodnik z firmy Dang Tours, Tina, była bardzo miła i przykro jej się zrobiło, jak usłyszała o tym, że nas tak oszukano. Powiedziała, że słyszała o tym, i zazwyczaj robią to Chińczycy a nie Tajowie, bo chcą wykopać Tajów z interesu. 

KUCHNIA

W drodze powrotnej z Ayutthayi (stateczkiem) mieliśmy dostępne tajskie jedzenie. Wszystko byłoby smaczne, gdyby nie fakt, że wszystko jest ostre. Damianowi smakuje wszystko, więc pewnie dla zwolenników ostrego żarcia to byłby raj.

NOCLEGI

Nocowaliśmy w Full House, ni to hotel ni to hostel. Nie może być nazwany hotelem bo ma za mało metrów, ale jest tani, nowy, czysty i w centrym Bangkoku. Jedyną wadą była trudność w znalezieniu. W ciasnej uliczce, pomiędzy śmierdzącymi rybami a niby-restauracją. Aż dziwny kontrast jak się wchodzi do środka.

LOTY

W Bangkoku znajdują się dwa lotniska – Don Mueng, który obsługuje te lokalne loty i Suvarnabhumi, który obłsuguje międzynarodowe loty. Chociaż jakby się zastanowić, to z Don Mueng lecieliśmy do Kambodży, ale może chodzić też o to, że lecieliśmy z AirAsia a oni są tylko na tym Don Mueng. No w każdym razie, do Bangkoku można chyba dolecieć z każdego miejsca na ziemi, a AirAsia oferuje mnóstwo lotów do wielu miejsc w dobrej cenie.